— Wszystko piętrzy się po samą górę! I to dzisiaj próbuje się zniszczyć! — alarmuje Marek Miśko, dyrektor generalny Związku Polski Przemysł Futrzarski. W mediach społecznościowych zawrzało po tym, jak Miśko oraz prezes Fundacji Polska Ziemia Szczepan Wójcik udostępnili nagranie, na którym zwracają się do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z prośbą, by ten zaprzestał niszczenia branży futerkowej.
Marek Miśko i Szczepan Wójcik to liderzy polskiej branży futerkowej, przynoszącej co roku milionowe zyski. Obaj producenci zablokowali wcześniej ustawę o zakazie hodowli zwierząt na futra, o wprowadzenie której zabiegał sam prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dzięki potężnemu oporowi, branża futerkowa została wówczas uratowana, lecz liderzy branży wciąż prowadzą nierówną walkę z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi i bronią się przed likwidacją całego biznesu.
Na przełomie stycznia i lutego media rozpaliła wieść o zagazowaniu prawie sześciu tysięcy norek w gospodarstwie w powiecie kartuskim (woj. Pomorskie). Według oficjalnych informacji, w gospodarstwie wykryto bowiem „pierwsze przypadki zakażeń koronawirusem” wśród norek. 27 stycznia pobrano wymazy od 20 zwierząt, a obecność koronawirusa potwierdzono w 4 próbkach.
— Jest policja, inspektorzy weterynaryjni. Nie możemy wejść do środka, a właściciel został wysłany na kwarantannę, więc nie może wyjść — informował wówczas o skandalicznym wydarzeniu Szczepan Wójcik, pełnomocnik właściciela fermy.
Hodowcy uważają, że wykrycie koronawirusa na fermach to jedynie pretekst dla rządu, aby wznowić proces likwidacji całego przemysłu w Polsce.
Miśko oraz Wójcik udostępnili w mediach społecznościowych krótki klip pokazujący, ile wart jest przynoszący rekordowe zyski przemysł.
— Tutaj cały czas coś jeździ, trzeba bardzo uważać, bo to jest nic nieznaczący przemysł futrzarski — ironizuje na nagraniu Marek Miśko. — Minus 20 stopni Celsjusza w środku — zaprasza do wnętrza hali. — To wszystko co jest tutaj, to są uboczne produkty pochodzenia zwierzęcego. Wszystko piętrzy się po samą górę!
— Jeżeli my byśmy tego nie zagospodarowali, nie kupili tego od branży drobiarskiej, od przemysłu rybnego — no to słuchajcie, to wszystko trzeba byłoby spalić — wyjawia Miśko na nagraniu.
— Jeszcze raz, panie ministrze Puda! To jest nic nie znaczący polski przemysł futrzarski, który można zaorać i zniszczyć! — zwraca się do ministra Grzegorza Pudy hodowca. — Te maszyny, które tutaj widzimy są warte około 60 milionów euro!
— To wszystko budujemy my, budujemy infrastrukturę, dajemy zatrudnienie, budujemy takie zakłady. I to dzisiaj próbuje się zniszczyć — dodaje Szczepan Wójcik.
W piątek kilku przedstawicieli dochodowej branży futerkowej zorganizowało konferencję prasową przed Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Hodowcy skarżyli się na niechęć ministra Pudy do wysłuchania ich apeli dotyczących wprowadzenia zmian w ustawie o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych.
W zorganizowanej w piątek konferencji prasowej przed Ministerstwem Rolnictwa zażądali, aby lekarze weterynarii zostali zaszczepieni na SARS CoV2. Mając na uwadze wykrycie Sars-CoV-2 na fermach, hodowcy nie zgadzają się, by na ich fermy wchodzili niezaszczepieni weterynarze. Zadeklarowali, że nie będą ich wpuszczać na teren swoich gospodarstw.
— Wpuszczając osoby postronne na teren fermy ryzykujemy dobytkiem całego swojego życia — mówił prezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych Daniel Chmielewski, tłumacząc, że hodowcy przestrzegają zasad bioasekuracji i za wszelką cenę chcą uniknąć sytuacji, gdy z powodu koronawirusa zmuszeni będą wybić całą hodowlę.
źródło: money.pl
I bardzo dobrze. Ten przemysł dawno powinien już paść.
Sam powinieneś już paść!
(red) czerwona zarazo!