Redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis odniósł się do spotkania Lewicy z premierem Mateuszem Morawieckim. Dziennikarz nie kryje rozgoryczenia z powodu porozumienia drugiej największej partii opozycyjnej z rządem w sprawie Krajowego Planu Odbudowy.
— Co to jest „ konstruktywna opozycja”? — napisał Tomasz Lis na Twitterze. — To taka opozycja, która ratuje władzę, gdy ta traci w parlamencie większość — ocenił krytycznie szef „Newsweeka”.
Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry wciąż zajmuje twarde stanowisko w sprawie przyjęcia Krajowego Planu Odbudowy przez Prawo i Sprawiedliwość. W związku z niechęcią koalicjanta, PiS postanowił poszukać sojuszników wśród opozycji. We wtorek odbyło się spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego z przedstawicielami Lewicy.
Obecny na rozmowach Robert Biedroń poinformował po spotkaniu, że jednym z warunków poparcia planu rządzących jest zapis budowy 75 tysięcy mieszkań na wynajem w ramach Krajowego Planu Odbudowy.
Negocjacje Lewicy z PiS postanowił skomentować Tomasz Lis. Naczelny „Newsweeka” ocenia, że Lewica pomogła uratować obóz Zjednoczonej Prawicy.
— Dzięki temu głosowaniu zachowają ją na lata. Naprawdę wystarczy trochę pomyśleć — napisał Lis w mediach społecznościowych, dodając, że działania opozycji mogą zagwarantować Jarosławowi Kaczyńskiemu kolejne sześć lat rządów.
— Największe transfery tej kadencji to, z całym szacunkiem, nie pani Mucha, Pani Pawlowska i pan Zimoch, ale przejście, tuż przed fundamentalnym głosowaniem dwóch formacji, jednej parlamentarnej i drugiej, trochę parlamentarnej, na stronę władzy. To są prawdziwe transfery — dodał dziennikarz.
Naczelny „Newsweeka” porównał Lewicę do Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem z okresu międzywojnia:
— Polska już miała BBWR, a po wojnie masę służących władzy bezpartyjnych komunistów, tak że w sumie nic nowego — dodaje sfrustrowany w następnym tweecie. — Ugrali wątpliwe propagandowe zyski — dziś ich w TVP pochwalą. Ale dla Polski i Polaków ugrali tylko marne pozory.
Przeczytaj również: „Mąż zamykał mnie na klucz w sypialni…” Gorzkie wyznanie Justyny Pochanke
Źródło: Do Rzeczy