Lech Wałęsa po raz kolejny postanowił podkreślić swoją rolę w obalaniu komunizmu. Przy okazji deprecjonował rolę św. Jana Pawła II.
Z okazji 40. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych w Gdańsku przemawiał między innymi Lech Wałęsa. Były prezydent jak zwykle powiedział parę kontrowersyjnych zdań.
— Tak dużo czyniłem, w tak dużo rzeczy uczestniczyłem, że naprawdę trudno wybrać co tu by było dobre na nasze spotkanie. Ja nawet dziś zastanawiam się, jak to było możliwe, że nam się udało. To było największe zwycięstwo w dziejach Polski (…) Nie jestem nawiedzony, ale czuję, że palce boży w tym był — zaczął Wałęsa.
— Nikt nie wierzył, że możliwe jest w tych warunkach przewrócenie komunizmu. A do końca zbliżała się druga tysiąclatka chrześcijaństwa. Wymodliliśmy papieża Polaka — stwierdził.
— I żeby było jasne, nie papież przewrócił komunizm. Nie przesadzajmy! — rzucił w pewnym momencie.
— Szukałem chętnych do walki… 10 zwerbowałem przez 20 lat. A po roku od wybory Ojca Świętego Polaka było nas 10 milionów. Ani nie byliśmy mądrzejsi, ani nie mieliśmy więcej pieniędzy. A więc Ojciec Święty zaprosił nas do modlitwy, dał słowo, a my byliśmy w stanie słowo w ciało zamienić — opowiadał Wałęsa.
Czytaj także: Trzaskowski: „Woda w Warszawie bezpieczna, bo zrzut jest za Warszawą”. Internauci: „Fajnie, a co z innymi miastami?”
— To, że mam rację, to można było spojrzeć na Kubie. Ojciec Święty był dopiero po naszym doświadczeniu na Kubie, jeszcze lepiej ich przygotował, jeszcze lepsze słowo im dał. I co? I słowo poleciało, ktoś tam zapisał i do dziś jest komunizm. Bo nie było na Kubie ludzi, którzy potrafili to wykorzystać — podsumował.
Źródło: Wpolityce.pl