Ryszard Petru w rozmowie z „Faktem” przyznał, że jego czteroletni epizod w polityce nie służył pomnożeniu majątku. Były lider Nowoczesnej podkreślił, że chciał „zrobić coś dla kraju”.
Ryszard Petru od paru miesięcy pracuje we własnej firmie. Ex-polityk wyjawił, że biznes doradczy i transakcyjny jest o wiele bardziej dochodowy niż przebywanie w parlamencie. Wrocławianin przyznał, że w biznesie jest o wiele mniej adrenaliny, przez co można prowadzić zdrowszy tryb życia:
— Do tego wreszcie można zaplanować kilka tygodni naprzód, zdrowiej żyć. W biznesie świat jest bardziej przewidywalny, weekend nagle okazuje się weekendem, bo weekendów w polityce nie ma – każdego dnia coś się dzieje. Trzeba być na nieustającym pogotowiu, zmieniane bez przerwy godziny posiedzeń Sejmu, choćby słynne nocne obrady. Polityka daje potężną dawkę adrenaliny, ale znacznie mniejsze pieniądze.
Przeczytaj również: Greta Thunberg opowiada o wizycie w Polsce: „Nawet oni się nie poddali”
Biznesmena zapytano, dlaczego w takim razie „pchał się do Sejmu”:
— By zrobić coś dla kraju. Tylko nieudacznicy idą do polityki po pieniądze. Niestety w polskiej polityce większość zarabia więcej niż poza nią. To powoduje, że stają się posłami „dietetycznymi”, uzależnionymi od diet poselskich. Gotowi są iść do każdej partii, niezależnie od poglądów, żeby tylko załapać się na pensję poselską. W bogatych krajach zachodnich politykę uprawia się dla idei, nie dla pieniędzy. W Polsce niestety to rzadkość i dlatego mamy negatywną selekcję. Bo dominują w niej ludzie, który poza polityką nie mają żadnych perspektyw — ocenił Petru.
Na sam koniec w rozmowie z dziennikarzami „Faktu” biznesmen negatywnie ocenił współpracę z ludźmi ze swojej partii. Nie wskazał jednak konkretnych nazwisk.
— Każdy etap w życiu musi być lekcją na przyszłość. Jedną z nich jest to, aby nie otaczać się ludźmi fałszywymi. Takimi, których jedynym celem jest czekanie na twój błąd, a nie wspólna gra zespołowa.
źródło: Do Rzeczy