Prezydent Sopotu Jacek Karnowski wziął udział w spotkaniu z mieszkańcami odnośnie planów zagospodarowania terenów wokół Ergo Areny. Na miejscu oprócz radnych, zastępcy prezydenta Piotra Grzelaka, prezesa Ergo Areny Magdaleny Sekuły oraz wiceprezydenta miasta Marcina Skwierawskiego i radnych obecni byli również dziennikarze. W pewnym momencie włodarz Sopotu zbeształ Jakuba Świderskiego i usiłować odebrać dziennikarzowi mikrofon.
Jacek Karnowski zaprosił mieszkańców do debaty na temat kwestii tego, jak mają zostać zagospodarowane tereny wokół hali widowiskowo-sportowej Ergo Areny. Wydarzenie postanowił udokumentować Jakub Świderski z TVP Gdańsk, nagrywając przebieg otwartej dyskusji telefonem komórkowym. Nie spodobało się to jednak reporterowi Radia Gdańsk, który zażyczył sobie przekazanie mu nagrywanego materiału wideo. Świderski odmówił:
— Nie chcę wdawać się w kolejny proces, który w konsekwencji obciąży finansowo i emocjonalne moją rodzinę, w tym troje dzieci — powiedział.
Część siedzących na trybunach mieszkańców zezwoliła na udzielenie głosu dziennikarzowi. Świderski zapytał o tereny zielone, narażone na zabudowę mieszkaniową. Prezydent Jacek Karnowski nie odpowiedział na pytanie i zarzucił dziennikarzowi TVP Gdańsk odpowiedzialność za śmierć Pawła Adamowicza. Próbował odebrać mu też mikrofon.
— Jest pan kolegą redaktora Sitka, skazanego… (…) Ja się do telewizji Kurskiego nie będę wypowiadał, jak pan wyłączy kamerę, do mieszkańców się wypowiem. Pan kłamie na co dzień w telewizji, oszukuje pan mieszkańców (…) — ocenił prezydent Karnowski.
— Wie pan, że to kwalifikuje się do pozwu? Nie odpowie pan na pytanie, boi się pan? — dopytywał Świderski.
— Bardzo państwa przepraszam za moją reakcję, ale dzięki telewizji publicznej i kłamstwom oraz napadom na Pawła Adamowicza stało się to, co się stało w Gdańsku. To we mnie ciągle siedzi… — stwierdził Karnowski.
— Znaczy, zabiłem Pawła Adamowicza, to pan sugeruje? To już jest bełkot — bronił się Świderski.
Mieszkający nieopodal Ergo Areny dziennikarz zauważył, ze bulwersująca wymiana zdań pozwoliła uniknąć prezydentowi odpowiedzi na pytanie o sprzedaż „najcenniejszych działek w kraju”.
Świderski w 2012 został skazany na 3 tysiące złotych grzywny za happening sprzed 6 lat, kiedy to sporządził karykaturę prezydenta przyjmującego kopertę z pieniędzmi. W głośnej sprawie sprzed lat przesłuchany został znajomy Świderskiego ze szkoły podstawowej i drukarze. Z kolei koncernowi Google nakazano upublicznić prywatną skrzynkę e-mail niepokornego dziennikarza. Afera stała się przyczynkiem do rozmów na temat granic wolności słowa w Trójmieście oraz Polsce.
— Karykatura miała postać monidła. To była taka dykta z otworem, w który każdy mógł włożyć głowę, by stać się postacią. Wkładając głowę w dziurę w dykcie, stawało się osobą, która wręczała kopertę postaci, którą pan prezydent uznał za podobną do niego. Były też komiksowe dymki. Postać, w którą można było się wcielić pytała „Panie prezydencie, ale czy to jest legalne?”, a postać, która zdaniem prezydenta go przypominała, odpowiadała „Tak, oczywiście, robię tak od 16 lat” — wyjaśnił potem Sopocianin.
źródło: Radio Gdańsk