Paulina Kosiniak-Kamysz rozmawiała z Interią i zapewniła, że ewentualna przeprowadzka do Pałacu Prezydenckiego nie zmieniłaby jej codziennych przyzwyczajeń. W wywiadzie wyznała również, kto nazywa jej męża „tygrysem„.
— Pomysłodawcami jest grono krakowskich przyjaciół z lat młodości. Nawet siostra mojego męża — Kasia, była zaskoczona tym określeniem podczas konwencji. Nie wiedziała, że tak na niego mówią. Ale po konwencji w Jasionce przyjaciele chcą mu teraz zmienić ksywkę. Śmieją się, że podczas rozmów telefonicznych w autobusie czy taksówce kierowcy będą wiedzieli, o kogo chodzi — tłumaczyła Paulina Kosiniak-Kamysz.
— Normalność przede wszystkim zwłaszcza w domu — zapewniła żona polityka.
Na pytanie dziennikarza, co myśli o głosach polityków PiS, którzy są zdania, że byłaby lepszą kandydatką na prezydenta niż jej mąż, odparła, że to rozwiązanie jest na razie niemożliwe.
— Ryszard Terlecki napisał tak na Twitterze. Chyba powinien sprawdzić najpierw, kiedy się urodziłam. Ani ja, ani moi rówieśnicy z roku 1988 nie mogą startować w tych wyborach. Zresztą nigdy nie miałam takich zamiarów. Wystarczy nam polityków w rodzinie: tata, teść i mąż — kontynuowała Paulina Kosiniak-Kamysz.
Żona lidera PSL zapewniła, że w przypadku wygranej męża jej życie się nie zmieni. Dodała, że nawet w Pałacu Prezydenckim będzie dalej robić mężowi kanapki.
— Normalność przede wszystkim, zwłaszcza w domu. Mąż jest zwolennikiem klasycznych smaków, chociaż staram się mu bilansować dietę. Przymierzam się do pieczenia chleba, Władek uwielbia bardzo ostry chrzan, upomina się o warzywa. Lubi też nabiał. Podobnie jak Zosia. Oboje jedzą zdrowo, ale niewymagająco — mówiła.
źródło: dorzeczy.pl