Janusz Korwin-Mikke znalazł się w mało komfortowej sytuacji. Okazuje się, że Unia Europejska chce od niego zwrotu pół miliona euro. O sprawie tej pisał trzy lata temu dziennik „Fakt”.
Wtedy posłowie z list KNP podzielili się i Robert Iwaszkiewicz, a także Janusz Korwin-Mikke znaleźli się w nowej partii KORWiN. Zrezygnował natomiast Przemysław Wipler.
— Proceder polegał na zgłaszaniu członków rodzin i znajomych jako tzw. asystentów akredytowanych. Faktycznie nigdy nie pracowali w sposób, którego wymaga PE — komentował sprawę Radosław Gruca.
Ukarana została antyunijna partia Marine Le Pen, a Bruksela przygląda się kolejnym osobom. OLAF, czyli europejski urząd ds. zwalczania nadużyć finansowych postanowił nałożyć dotkliwą karę na lidera Konfederacji. Prawicowy polityk opisał na Facebooku całe zajście.
— Gadało się, że Unia Europejska musi być zniszczona — to trzeba się liczyć, że Unia Europejska uzna, że to JA powinienem zostać zniszczony! Organ „antykorupcyjny” Unii, tzw. OLAF, spokojnie prowadził śledztwo w mojej sprawie — i właśnie doszedł do wniosku, że źle zatrudniałem swoich asystentów — poinformował Korwin-Mikke.
Zobacz również: Radosław Sikorski uderza w Przemysława Czarnka. Padły mocne słowa
Były europoseł wyjaśnił, że jedni pracowali w stolicy, chociaż powinni być w tym czasie w Katowicach, inni w Katowicach, zamiast polecieć do Brukseli.
— Cóż: będę się odwoływał. Na razie Unia oficjalnie tych pieniędzy nie zażądała – ale nie wątpię, że zażąda. Jednak już raz sprawę przeciwko UE wygrałem — a te żądania są tak absurdalne, że nawet nie chce mi się uważnie tego elaboratu przeczytać… — dodał Korwin-Mikke.
— Tak więc: okazuje się, że z Unią nie ma żartów. Z terrorystami sobie poradzić nie potrafi — ale Korwin-Mikkemu spróbuje dać radę! — podsumował na koniec.
źródło: nczas.com