Poseł SLD Marcin Kulasek w rozmowie z Interią narzekał na warunki panujące w Domu Poselskim. Parlamentarzysta przekonywał, że meble w miejscu jego spoczynku „pamiętają późnego Gierka”.
Kulasek to sekretarz generalny SLD. Polityk z parlamentem ma styczność dopiero od dwóch miesięcy i już wyraził głębokie niezadowolenie z przysługującego mu mieszkania.
— Meble pamiętają późnego Gierka, jest ciasno. Część ma wyremontowane łazienki z prysznicem, część wciąż dysponuje starymi wannami — mówi portalowi.
Warto dodać, że w hotelu poselskim znajdują się bar, basen sauna, siłownia oraz kaplica. Kulasek w wywiadzie dla Interii narzekał przede wszystkim na brak aneksu kuchennego. Polityk podkreślił przy tym, że w pokoju może zrobić tylko herbatę, a wizyty w stołecznych restauracjach kosztowałyby go majątek.
— To są wszystko koszty. Gdybym chciał sobie zrobić śniadanie, to mam to utrudnione. Nie mogę sobie ani podgrzać parówki, ani usmażyć jajecznicy, bo nie ma gdzie. Proponuję spróbować się utrzymać w Warszawie za 6,5 tys. zł na rękę, plus dieta 2,5 tys. zł — zaproponował Kulasek.
Wypowiedź sekretarza generalnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej odbiła się szerokim echem i wzbudziła kontrowersje, zwłaszcza wśród gorzej zarabiających internautów. Kulasek postanowił wytłumaczyć, że nie miał na myśli niczego złego:
— Moja wypowiedź dla Interii została źle zinterpretowana. Dotyczyła oczywiście hotelu poselskiego. (…) Warunki są nie za dobre, nie mówię o obsłudze, bo jest zawsze czysto. Natomiast pokój jest mały. Najbardziej brakuje mi aneksu kuchennego. W tym pokoju nie można przygotować sobie śniadania i powiedziałem, że poseł, który musiałby się stołować w Warszawie, to nie wystarczyłoby mu pensji poselskiej.
— Panie pośle, w restauracji sejmowej zestaw obiadowy kosztuje 12 złotych — zauważył reporter telewizji wPolsce
— Są jeszcze bary mleczne — dodał drugi dziennikarz.
źródło: wPolsce.pl