Przestrzeganie epidemicznych obostrzeń urosło dla niektórych do rangi prawdziwego szaleństwa. W społeczeństwie coraz łatwiej o podziały, a Polacy, obawiając się kar i mandatów, zaczęli wzajemnie „szczuć” na siebie, nie biorąc pod uwagę żadnych tłumaczeń. Nawet tych wiążących się ze stanem zdrowia. Przekonał się o tym klient w konfrontacji z ochroniarzem.
W hipermarkecie w Katowicach doszło do jednej z takich sytuacji, w której mężczyzna deklarujący problemy zdrowotne chciał wejść na zakupy bez maseczki. Na drodze stanęli mu ochroniarze, którzy wdali się w ożywioną dyskusję na temat przepisów, w których sami nie do końca się orientowali.
— Ja nie wejdę na sklep, bo pan mi zabrania, tak?
— Może pan założyć przyłbicę. Ona nie ogranicza panu oddychania — zauważył ochroniarz i po tłumaczeniach klienta, że ten ma problemy z oddychaniem, poprosił o odpowiednie zaświadczenie.
Zobacz również: Minister zdrowia szczerze: „Czekają nas trudne tygodnie. Pilnujmy się!”
— Dostałem z monitoringu, że mam nie wpuszczać ludzi i nie wpuszczam — dodał mężczyzna.
Na to klient zapytał: — Czy jest Pan upoważniony do przeglądania dokumentacji medycznej?
Po dłuższej wymianie zdań klient w końcu wszedł do sklepu i nie zważał na to, co ochroniarze mają do powiedzenia. Na miejsce została wezwana policja, jednak sam zainteresowany już na nią nie czekał.
Źródło: Internet
Jeżeli bez maski był taki kozak, mógł poczekać na policję.