Warszawska straż miejska zakłóciła przebieg pikiety Fundacji Pro – Prawo do życia. Zgromadzenie odbyło się pod warszawskim ratuszem. Według stołecznych strażników furgonetka z banerem „Stop Pedofilii” był zaparkowana niezgodnie z przepisami, z czym jednak nie zgadzają się uczestnicy zgromadzenia.
Furgonetka z napisem „Stop Pedofilii” została odholowana spod budynku warszawskiego ratusza. Pikieta była jednak legalna i zgłoszona wcześniej do Urzędu Miasta. Działacze Fundacji Pro – Prawo do życia twierdzą, że akcja służb odbyła się bezprawnie, a samochód należący do fundacji (ten, sam który kilka tygodni temu został zaatakowany przez aktywistów LGBT) i jego kierowca nie złamali przepisów dotyczących parkowania.
Przedstawiciele Fundacji Pro – Prawo do życia utrzymują, że w ciągu dwóch lat władze stolicy przeznaczyły ponad 7 milionów złotych na finansowanie organizacji związanych ze środowiskiem LGBT. W opinii działaczy rozbicie pikiety sprzeciwiającej się polityce władz miasta, zostało zainspirowane przez stołeczny ratusz.
Co więcej, strażnicy miejscy mieli rzekomo szarpać uczestników zgromadzenia i nie reagować, gdy jeden z przechodniów postanowił ukraść sprzęt nagłośnieniowy. Ten został zatrzymany dopiero po interwencji jednej z osób identyfikujących się z Fundacją.
— Straż Miejska postanowiła bezprawnie odholować Fundacyjny samochód. Strażnicy w pewnym momencie zaczęli po prostu szarpać uczestników zgromadzenia, którzy nagrywali interwencję i próbowali odzyskać swoje prywatne rzeczy zostawione w samochodzie — zakomunikowała Fundacja w mediach społecznościowych.
— Pikieta było zorganizowana całkowicie legalnie, została zgłoszona w odpowiednim urzędzie, tym bardziej dziwi agresywna postawa funkcjonariuszy (…) opłacani przez ratusz aktywiści zostali niedawno aresztowani, więc pewnie trzeba było zaciągnąć do pomocy Straż Miejską — stwierdził Mariusz Dzierżawski, prezes Fundacji Pro – Prawo do Życia.
źródło: Do Rzeczy