Robert Biedroń uratował 2-letniego chłopca i jego ojca z płonącego auta — taką informację podali we wtorkowy poranek strażacy OSP Regut. Warszawska policja oraz jeden ze świadków zdarzenia zdementowali jednak tę informację i przedstawili nieco inny przebieg wydarzeń. Lider partii Wiosna i jedna z twarzy „Lewicy” nikogo nie ocalił.
Robert Biedroń miał rzekomo wyciągnąć z płonącego samochodu kierowcę i jego dwuletniego synka. Do wypadku doszło na DK50 w miejscowości Tabor. Strażacy OSP Regut poinformowali, że europoseł zainterweniował zanim na miejsce przyjechały odpowiednie służby. Polityk w ich relacji wykazał się nadzwyczajnym heroizmem, a następnie udzielił poszkodowanym schronienia w swoim prywatnym wozie i ruszył walczyć z płomieniami ogarniającymi drugi samochód.
Warszawska policja twierdzi jednak, że nieszczęśliwe zdarzenie wyglądało trochę inaczej:
— W imieniu policjanta, który wczoraj spowodował kolizję w Taborze, chcemy podziękować osobom udzielającym mu pomocy zaraz po zdarzeniu. Szczególnie gorąco dziękujemy młodej kobiecie, która zaopiekowała się 2-letnim Bartkiem. To ona była pierwszą osobą, która udzieliła pomocy — oznajmiła stołeczna policja w serwisie społecznościowym Twitter.
W imieniu policjanta, który wczoraj spowodował kolizję w Taborze, chcemy podziękować osobom udzielającym mu pomocy zaraz po zdarzeniu. Szczególnie gorąco dziękujemy młodej kobiecie, która zaopiekowała się 2-letnim Bartkiem. To ona była pierwszą osobą, która udzieliła pomocy. 1/3
— Policja Warszawa (@Policja_KSP) October 8, 2019
Dalsza część komunikatu Komendy Stołecznej brzmi następująco:
— Policjant zaraz po zdarzeniu uwolnił z fotelika chłopca i wyciągnął go z wnętrza auta, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Pomocy udzieliła im wspomniana Pani, która wzięła Bartka na ręce oraz udostępniła policjantowi gaśnicę ze swojego samochodu.
Policjanta zaraz po zdarzeniu uwolnił z fotelika chłopca i wyciągnął go z wnętrza auta, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Pomocy udzieliła im wspomniana Pani, która wzięła Bartka na ręce oraz udostępniła policjantowi gaśnicę ze swojego samochodu. 2/3
— Policja Warszawa (@Policja_KSP) October 8, 2019
Funkcjonariusze Komendy Stołecznej podają dalej:
— Gdy tylko Bartuś zaczął płakać, ojciec zostawił auto i przejął z powrotem opiekę nad chłopcem. Będące na miejscu osoby wskazały mu pojazd, w którym mógł schronić dziecko przed chłodem. Okazało się, że samochodem podróżował Pan Biedroń.
Redakcja portalu wpolityce.pl ustaliła też, Biedroń miał dość skromny udział w pomocy ofiarom i tylko dogaszał płomienie.
Gdy tylko Bartuś zaczął płakać, ojciec zostawił auto i przejął z powrotem opiekę nad chłopcem. Będące na miejscu osoby wskazały mu pojazd, w którym mógł schronić dziecko przed chłodem. Okazało się, że samochodem podróżował Pan Biedroń. 3/3
— Policja Warszawa (@Policja_KSP) October 8, 2019
źródło: wpolityce.pl, twitter