Małgorzata Kidawa-Błońska rozmawiała z „Rzeczpospolitą” i oświadczyła, że jest gotowa wziąć udział w debacie, by pokazać, jaka jest naprawdę.
— Chciałabym, żeby Polacy zobaczyli, jaka jestem i jakie mam poglądy. Jeżeli oglądają TVP, to niczego prawdziwego nie dowiedzą się o mnie. Powiem, jaka jestem, co myślę i jakie mam poglądy. Powiem, co myślę o całej tej sytuacji — powiedziała Małgorzata Kidawa-Błońska.
Dodała, że jej ugrupowanie dokłada wszelkich starań, by wybory prezydenckie 10 maja nie doszły do skutku. W jej ocenie, Polacy są niechętni, by rozmawiać na ten temat.
— Polacy w ogóle nie chcą rozmawiać na temat wyborów i w rozmowach, które prowadzę, nikt nie zapytał mnie o wybory. Wszyscy pytają o sprawy dnia codziennego. Boją się w maju iść na wybory, bo boją się, że będą zakażeni. Teraz kiedy wymyślono tę pseudo usługę pocztową, boją się, że ich dane zostaną wykorzystane. To nie są normalne wybory korespondencyjne — mówiła podczas rozmowy z „Rzeczpospolitą”.
W dalszej części wypowiedzi kandydatka KO na prezydenta niezwykle się emocjonowała.
— Ja przypominam, że byłam za wyborami korespondencyjnymi, jako część możliwości wzięcia udziału w głosowaniach. To musi być dobrze i bezpiecznie zorganizowane. Nie może być tak, że wybory przeprowadza Poczta Polska, a nie PKW — tłumaczyła.
Wicemarszałek Sejmu opowiedziała się za koniecznością wprowadzenia stanu klęski żywiołowej.
— Jest jedno proste rozwiązanie, które nie wymaga ani łamania prawa, ani łamania zasad. To wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. O tym opozycja mówi od samego początku. Ale do tego potrzebna jest chęć PiS-u, by w demokratycznych warunkach przeprowadzić głosowanie. Jako pierwsza mówiłam o tym, że wybory majowe są nierealne i miałam rację. Wiem, że to, iż głośno o tym powiedziałam, spowodowało, że ludzie się nad tym zastanowili. Polacy nie chcą tych wyborów i nie chcą ryzykować swojego życia — kontynuowała polityk.
źródło: wpolityce.pl