Przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej Donald Tusk wrócił do Polski wesprzeć Małgorzatę Kidawę-Błońską. Polityk na konferencji prasowej w Białymstoku zasugerował, że wydarzenia w Pucku mogły być ustawione przez obóz rządzący.
Donald Tusk, zapytany na konferencji prasowej przez dziennikarzy o to, co stało się podczas uroczystości państwowych w Pucku, stwierdził że sam niejednokrotnie padał ofiarą mało wysublimowanej krytyki.
— Ja generalnie wolę rozmowę niż okrzyki. Tylko ja też nie znoszę hipokryzji i takiego zwykłego kłamstwa. Ja akurat, począwszy od Białegostoku, ale wszędzie gdzie byłem w Polsce, może państwo pamiętacie w kilku kampaniach byłem obiektem różnych zdarzeń i działań — przypomniał polityk.
Następnie przewodniczący EPL wrócił pamięcią do czasów, gdy sam kandydował na urząd prezydenta w 2005 roku:
— I ja i moja rodzina byliśmy przedmiotem jednoznacznej agresji, także fizycznej. Więc mnie nikt nie nabierze na te łzawe opowieści pisowskich polityków, że oni są tak zbulwersowani i tak przerażeni tym, że ktoś krzyknął krytyczną opinię, nawet jeśli ona jest mocna.
Donald Tusk zasugerował także istnienie możliwości przeprowadzenia w Pucku prowokacji zorganizowanej przez Prawo i Sprawiedliwość:
— Ja powiem szczerze… Wierzyć mi się nie chce. Ja wiem kto w Polsce używa wulgarnych sformułowań i to na pewno nie jest obóz pani marszałek Kidawy-Błońskiej. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby, ja to obserwowałem z bliska, to metr ode mnie się działo gdy ja kandydowałem, kiedy kandydował Bronisław Komorowski… Kiedy ludzie podstawieni poprzez rozmaitego typu prowokacje chcieli uzyskać taki domniemany efekt.
— Nikt w polityce nie jest doskonały — dodał szef Europejskiej Partii Ludowej.
https://www.facebook.com/100010894332611/videos/1022579134781888/
źródło: Facebook