Jacek Iwaszko rok temu wygrał milion złotych w „Milionerach”. Nie prowadzi jednak rozrzutnego życia, a nagrodę „zjadły” mu problemy, które dotykają wielu Polaków.
– Kiedy rozpoczęło się drugie tysiąclecie? – takie pytanie otrzymał mężczyzna. Szczęśliwie znał odpowiedź i wskazał, że 1 stycznia 1001 roku.
Na samym starcie Iwaszko stracił 100 tys. złotych na rzecz podatków.
Zgarnął więc 900 tys. złotych. Gdyby uczestnik wygrał nagrodę w tym roku, to z racji wysokiej inflacji musiałby oddać państwu polskiemu blisko 300 tysięcy.
– Jest fajnie, bo to jest spokój i miły zastrzyk. Chociaż powiem szczerze, zaraz po wygranej przez paręnaście nocy nie spałem, bo zastanawiałem się, co zrobić, żeby tych pieniędzy nie stracić. Poza gratulacjami zaraz po wyemitowaniu odcinka z moim udziałem od jednej znajomej dostałem w bardzo dosadnych słowach informację, żebym nie przepuścił tych pieniędzy. Tak wziąłem sobie to do serca, że rzeczywiście spać nie mogłem przez parę nocy. Teraz już się uspokoiłem, pieniądze są obrócone, także jest spokojnie – mówił zwycięzca w studio „Dzień Dobry TVN”.
Ponadto wyznał, że musiał spłacić kredyty i inne zobowiązania.
– Wszystkie mniejsze kredyty zostały spłacone, a całą resztę pieniędzy staraliśmy się z żoną obrócić jak najlepiej. Zainwestowaliśmy w mieszkanie w Warszawie, co zeżarło ponad połowę wygranej. Rynek mieszkaniowy w Warszawie jest kosztowny – wyjaśniał Iwaszko.
Nie wszystko jednak poszło na opłaty i wydatki. Pewną część słusznie zainwestował.
– Do tego troszkę giełda, kryptowaluta, fotowoltaika, tego typu inwestycje, które może nie będą na mnie zarabiały – nie będę rentierem i nie będę mógł rzucić pracy – ale na pewno dadzą mi dużo spokoju, jak tylko zaczną się zwracać. Teraz rynek, jak wiemy, nie jest najlepszy. Ani ten okołomieszkaniowy, ani giełda – przyznał uczestnik „Milionerów”.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Wiceminister rolnictwa oraz jego wyczyny obrazują skalę degeneracji grupy trzymającej władzę
źródło: NCzas / YouTube
