Tzw. opłata reprograficzna (oficjalnie: rządowy projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego) od dłuższego czasu spotykała się z krytyką ekspertów i przedsiębiorców. Okazuje się, że nawet Rada Legislacyjna przy premierze uważa, że kontrowersyjny projekt ministra Piotra Glińskiego posiada zbyt wiele wad. O komentarz w sprawie poprosiliśmy również dr. hab. Krzysztofa Koźmiskiego, prezesa Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki.
Opłata reprograficzna to potoczne, pojawiające się w mediach określenie na rządowy projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego. Pomysł przewiduje nałożenie obciążeń finansowych na przedsiębiorców, a co z tym idzie — użytkowników nośników elektronicznych, umożliwiających odtwarzanie i kopiowanie utworów polskich artystów.
Opłata reprograficzna
Autorzy daleko idących modyfikacji (opłata od nośników i urządzeń na gruncie przepisów ustawy z dnia 4 lutego 1994 o prawie autorskim już występuje) proponują drastyczne rozszerzenie katalogu urządzeń i nośników, które podlegałyby opłacie reprograficznej. Środki zebrane w ten sposób miałyby zasilić Fundusz Wsparcia Artystów Zawodowych, a także częściowo pokryć utworzenie państwowej osoby prawnej: Polskiej Izby Artystów, która byłaby podległa Ministerstwu kultury oraz polityce jako takiej.
Decydenci z Ministerstwa kultury z ministrem Glińskim na czele w zaproponowanych przez siebie rozwiązaniach wskazują, że nowe przepisy byłyby „uczciwą rekompensatą” oraz „wyrazem troski państwa o kulturę narodową”. Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, iż jest to mrugnięcie okiem w kierunku środowisk twórczych, by te, otrzymując od państwa „należące się” środki, powstrzymały się od nieustającej i agresywnej krytyki obecnej ekipy rządzącej.
Koncepcja Glińskiego przewiduje, by rozciągnąć opłatę na komputery, tablety i smart TV, a jej wysokość podwyższyć z 3% na 6% liczonych od obrotów przedsiębiorcy brutto (z VAT). Rozszerzenie spektrum urządzeń podlegających opłacie wymierzyłoby cios w mniejszych producentów elektroniki, a także przedsiębiorców, którzy zmuszeni zostaliby do przerzucenia kosztów poniesionej opłaty na klientów, czyli właściwie większość Polaków. Zastrzeżenia budzi pomysł utworzenia Polskiej Izby Artystów, która byłaby włączona w struktury administracji politycznej i tym samym podległa politykom. Struktura ta ma na papierze „ucywilizować” warunki pracy artystycznej. Zdaniem oponentów projektu ta jednak wejdzie z butami w przestrzeń kultury i zagrozi swobodzie twórczej nadmiernym sformalizowaniem i zinstytucjonalizowaniem.
Kto na tym zyska? Ktoś musi
— Jakby opłaty reprograficznej nie nazywać, podatkiem, składką, daniną czy właśnie opłatą to fizycznie to konsument będzie musiał sięgnąć do swojej kieszeni, coraz płytszej zresztą ze względu na inflację. Konsument sięgnie po swoje pieniądze, by uprzywilejowanej grupie społecznej, a nawet części tej grupy społecznej zasilić rachunki bankowe — mówił jeszcze w lipcu dr Marian Szołucha, ekonomista z Instytutu Prawa Gospodarczego.
Wśród głosów krytyki projektu przewija się wątek ZAIKS-u (Związek Autorów i Kompozytorów Scenicznych), organizacji pozarządowej stojącej na straży zarządzania prawami autorskimi twórców (jest tzw. OZZ, czyli organizacją zbiorowego zarządzania). Tym samym ZAIKS od lat pobiera wynagrodzenia autorskie od wszystkich podmiotów użytkujących np. utwory muzyczne, od stacji radiowych po bary. Jak donoszą media branżowe, po trudnym okresie lockdownu i odrabiania strat wielu przedsiębiorców właśnie z tego powodu będzie musiało zmierzyć się z kolejnymi problemami finansowymi:
„Jak się okazuje, mimo zakazu działalności, jaki był nałożony na sektor fitness, organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi upominają się o opłatę zaległych faktur. Ci, którzy nie zgłosili do ZAiKS prośby o zawieszenie umowy będą musieli płacić, i to nie mało” — czytamy na branzafitness.com.
Jak czytamy w artykule red. Roberta Wyrostkiewicza:
— Oczywiście są to pieniądze dla twórców, artystów, posiadaczy prac autorskich swoich własnych utworów. Kim oni są? Nie bardzo wiadomo, bowiem ZAIKS takiej listy nie opublikował. Za to wiadomo, że z każdej złotówki należnej twórcom ZAIKS pobiera 17 proc. Na co? Na swoją działalność, koszty własne, utrzymanie biur; na pensje, diety, wyjazdy służbowe. Czy Stowarzyszenie Autorów ZAIKS jest gospodarne? Wiemy, że nie ma ono innej prawnej alternatywy. Z nikim nie musi konkurować. Jest monopolistą, a to nie sprzyja włączaniu tzw. trybu ekonomicznego — czytamy.
Projekt ministra Piotra Glińskiego oraz ZAIKS nie jest niczym nowym. Identyczny został złożony przez Platformę Obywatelską, lecz przed wyborami prezydenckimi zainterweniował Andrzej Duda, krytykując pomysł „opodatkowania” urządzeń elektronicznych.
Rada Legislacyjna wskazuje na wadliwość projektu
W toku rozmów nad projektem Rada Legislacyjna przy Prezesie Rady Ministrów oceniła, że ten jest nie tylko niezgodny na wielu płaszczyznach z prawem unijnym, ale także ustawą zasadniczą. Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że wskazywano m.in. na brak obowiązku przeprowadzenia badań kopiowalności, brak rozróżnienia urządzeń używanych do prywatnego i profesjonalnego użytku czy brak mechanizmu zwrotu opłaty. Projektowi zarzucono także parcie w kierunku wykluczenia cyfrowego obywateli.
— Co prawda w uzasadnieniu Projektu jego autorzy powołują się na to, że w świetle wyroku TSUE w sprawie C-572/14[39] państwom członkowskim UE jest dozwolone przeznaczanie części środków z opłaty reprograficznej na cele wspierające kulturę bądź też świadczenia dla artystów[40], niemniej jednak, jak pragnie zauważyć Rada Legislacyjna, po pierwsze, takie stwierdzenia pojawiły się nie w wyroku TSUE w sprawie C-572/14 (jak mylnie wskazano w uzasadnieniu Projektu), lecz raczej w wyroku TSUE w sprawie C-521/11[41], a po drugie, w wyroku w sprawie C-521/11 TSUE określił takie warunki prawnej dopuszczalności wspomnianych działań państw członkowskich, które przez projektowane przepisy art. 20-20i ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych raczej nie są spełniane[42] — czytamy.
Głos ekspercki
W sprawie dotyczącej zaopiniowania projektu przez Radę Legislacyjną skontaktowaliśmy się z dr. hab. Krzysztofem Koźmiskim, radcą prawnym, partnerem w Kancelarii Jabłoński Koźmiński oraz prezesem Fundacji Laboratorium Prawa i Gospodarki. Ekspert odpowiedział na pytania pojawiającego się wątku niezgodności projektu z prawem unijnym, a także polską konstytucją.
Propolski: Niedawno Rada Legislacyjna przy Premierze wydała opinię o projekcie ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego. Wiele środowisk zwracało uwagę, że potocznie określana w przekazie publicystycznym tzw. opłata reprograficzna stanie się źródłem nadużyć i patologii. Teraz okazuje się, że Rada Legislacyjna w dużej mierze podzieliła pojawiające się zarzuty w stosunku do projektu ustawy. Jak Pan to skomentuje?
Koźmiński: Projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego budzi poważne wątpliwości zarówno w kontekście zgodności z rozwiązaniami unijnymi, jak i konstytucyjnymi. Choć był on już przedmiotem krytyki ze strony organizacji pozarządowych, przedsiębiorców i niezależnych ekspertów, zastrzeżenia te w dużym stopniu potwierdziła opinia Rady Legislacyjnej przy Prezesie Rady Ministrów. Jego przyjęcie wygenerować może nie tylko narażenie się na zarzut niezgodności z prawem unijnym, powstanie patologicznych zjawisk na skutek „upaństwowienia” życia artystycznego, ale także odczuwalny wzrost cen urządzeń elektronicznych dla polskich konsumentów.
Propolski: Wszelkie wskazywane lekką ręką koszta związane z projektem poniosą przedsiębiorcy i klienci. Czy mamy do czynienia z próbą reprezentacji interesów organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i lobbingiem na rzecz twórców?
Koźmiński: Proszę pozwolić, że powstrzymam się od komentowania okoliczności, o których nie mam wiedzy, a skupię na próbie zobrazowania zysków i kosztów przyjęcia projektu. Nie mam wątpliwości, że proponowane rozwiązania mogą być korzystne dla wąskiej, partykularnej grupy adresatów (część środowiska artystycznego, niektóre istniejące organizacje oraz rozbudowana „nowa biurokracja” – czyli tzw. organizacje reprezentatywne i Polska Izba Artystów), ale negatywne skutki ekonomiczne poniesie szeroka grupa odbiorców, w tym zwłaszcza konsumenci. Podtrzymuję moją ocenę wyrażoną w opinii prawnej (publicznie dostępnej, złożonej w ramach konsultacji publicznych projektu), że przewidywane rozwiązania pozwolą politykom pozyskać relatywnie niewielką grupę społeczną z „przerzuceniem” kosztów na nas wszystkich.
Źródło: DoRzeczy.pl, gov.pl, propolski.pl