Krzysztof Mieszkowski z KO, zanim zaczął przemawiać z mównicy sejmowej, zwrócił się do Małgorzaty Gosiewskiej z PiS. Nazwał ją „marszałkinią”, chociaż sama zainteresowana sobie tego nie życzyła. Z miejsca poprawiła posła i powtórzyła, że takie słowa są niedopuszczalne.
Krzysztof Mieszkowski naraził się nawet posłom Konfederacji, którzy są zdania, że tego typu zachowanie jest przejawem braku szacunku. Lewica wciąż podkreśla, że ich działaczki chcą być nazywane „gościniami”, „marszałkiniami” oraz „posłankami”. Trzeba więc spełnić ich prośbę i dostosować się.
Okazało się, że marszałek Gosiewskiej taki pomysł wybitnie nie przypadł do gustu i nie chciała być uszczęśliwiana na siłę.
— Pani Marszałkini… — zaczął Krzysztof Mieszkowski.
— Marszałek! — poprawiła go Gosiewska.
— Pani Marszałkini… — upierał się poseł KO.
— Nie życzę sobie. Mówi się Pani Marszałek.
Marszałek Gosiewska podkreśliła, że należy postępować zgodnie z Konstytucją, a takie końcówki są z nią sprzeczne.
Artur Dziambor i Konrad Berkowicz w takich oto słowach skomentowali zaistniałą sytuację.
— Mieszkowski z Lewicy, mimo próśb pani Marszałek uparcie zwraca się do pani marszałek per „marszałkini”. Panie pośle — proszę uszanować tożsamość płciową deklarowaną przez bliźniego. Upieranie się przy swojej percepcji to rażąca dyskryminacja!
źródło: youtube.com