Marszałek Tomasz Grodzki prowadził rozmowę w programie Onet Rano. Pochwalił się, że był pionierem walki z korupcją w medycynie w latach 90. XX wieku. Z wrodzoną wręcz skromnością wyznał dziennikarzowi szczegóły z własnej działalności lekarskiej. Ponadto starał się wybielić swoją osobę, grożąc tym, którzy będą próbowali stawiać mu zarzuty.
— Pozwę każdego, choćbym miał się zapożyczyć — deklarował Grodzki.
Tymczasem do Radia Szczecin zgłaszają się kolejni, byli pacjenci, którzy otwarcie mówią, że marszałek Senatu przyjmował pieniądze za swoje usługi, podczas gdy pracował jako lekarz w państwowym szpitalu. Skala korupcyjnych zarzutów wobec polityka jest przytłaczająca, a jego tłumaczenia odbierane są jako komiczne.
— Każdego, kto mnie oskarżył o rzeczy, których nie zrobiłem, choćbym miał się zapożyczyć — pozwę. Boli mnie to szczególnie, bo ja byłem takim pionierem, który jeszcze w latach 90. zaprosił prokuratura do szpitala, żeby powiedział, kiedy jest korupcja, a kiedy nie. Czy kwiaty po operacji to korupcja, bombonierka przed operacją. Przed operacją domaganie się jakichkolwiek pieniędzy jest absolutnie korupcją. Symboliczne podziękowanie typu kwiaty czy bombonierka po operacji, do wartości niewielkiej — korupcją nie jest, tylko jest zwyczajem. Tak było w latach 90 — mówił Grodzki w rozmowie z Jarosławem Kuźniarem.
Zapytany o to, czy kiedykolwiek przyjął pieniądze od pacjentów, odpowiedział:
— Nigdy nie uzależniałem operacji od żadnej kwoty, a za operację nie przyjąłem od nikogo korzyści majątkowej — wyjaśnił Grodzki.
Marszałek Senatu skomentował także rozmowę z panem Henrykiem, który wyjawił, że osobiście wręczył mu pieniądze za usługę medyczną, gdy cierpiał na problemy z płucami.
— Wczoraj pojawił się jakiś człowiek, który w ogóle u nas w klinice nie leżał. Ja każdemu z nich zadam pytanie: czy zostali przekupieni? Być może ktoś był zastraszony, być może ktoś ma motywację ideologiczną — komentował polityk.
źródło: niezalezna.pl