Filip Chajzer podzielił się w mediach wyznaniem, że choruje na depresję. Jako jedną z przyczyn swojej choroby podał wylewający się na niego z każdej strony hejt. Dziennikarz opisał w mediach społecznościowych swoją walkę z depresją. Okazało się, że zapadł na nią już w styczniu zeszłego roku. Prezenter postanowił przekazać swoim fanom więcej szczegółów z życia zdominowanego przez chorobę.
Filip Chajzer udzielił niedawno wywiadu dla magazynu VIVA!, w którym opowiedział o tym, co przeżywa na co dzień. Dziennikarz zdradził, że długo zastanawiał się, czy postępuje właściwie — ujawniając tak osobiste informacje.
— Bardzo się bałem. Nie, że depresja wróci, ale że ludzie zaczną pisać: „Co on p…li?!”. Wiem, że ludzie myślą: Jak człowiek, który jest prezenterem, wiecznie uśmiechnięty, który ma pieniądze, dom, rodzinę, może mieć depresję? Jakie on ma prawo mówić o depresji? Przecież mu do szczęścia nic nie potrzeba. To może zabrzmieć jak próba użalania się nad sobą. I to bardzo nieudolna. Ale czułem, że to jest ten moment, kiedy mogę powiedzieć, co mnie spotkało — tłumaczył Filip Chajzer.
Dodał, że po opublikowaniu swojej wiadomości dostał mnóstwo telefonów i wiadomości od ludzi, którzy zaczęli mu współczuć.
— Gdy opublikowałem mój post, zacząłem odbierać dziesiątki telefonów od znajomych, od ludzi, z którymi kiedyś się zetknąłem. I większość brzmiała: „Ty też? Ja też. Ale boję się o tym powiedzieć, bo i tak mi nikt nie uwierzy”. Okazało się, że dotknąłem czegoś, co jest gigantycznym problemem społecznym — mówił w rozmowie z VIVĄ.
Chajzer zaznaczył, że za główną przyczynę swojej depresji uważa wylewający się na niego hejt w Internecie. W mediach społecznościowych prezentera często widywano okrutne memy o śmierci jego syna, który zginął w wypadku samochodowym.
— Wtedy, gdy wychodziłem z domu, miałem wrażenie, że każdy człowiek, którego mijam, jest tym, który pisze o mnie te komentarze, który wkleja mi te zdjęcia — wyznał w wywiadzie.
— Nie mogłem. Przecież pracuję w telewizji. Musiałem wychodzić do ludzi, uśmiechać się, prowadząc program. Dla mnie bycie „pro” w pracy jest bardzo ważne. Na szczęście moją partnerką w programie jest Małgosia Ohme, która jest psychologiem. Wiedziała doskonale, o co chodzi. Była buforem między mną a tym, co w danym momencie było mi niepotrzebne. Dbała o to, by wokół mnie nie było za dużo ludzi, żebym miał spokój — dodał w szczerym wyznaniu.
Zobacz również: Hołownia: Nie potrzebujemy Tuska jako Mesjasza. Wszyscy mamy swoje rozumy
Ponadto przybliżył, jakie skutki wywołała u niego depresja.
— Bałem się wyjść z domu, bałem się ludzi. Maseczka stała się moją czapką niewidką. Zakładałem ją, czapkę z daszkiem, okulary przeciwsłoneczne i byłem niewidoczny. Ja wtedy w środku… nie żyłem — podsumował.
Źródło: rmf.fm