Krystyna Janda była gościem Piotra Kraśki w programie „Fakty po Faktach” i skomentowała zamieszanie związane ze szczepieniami aktorów w WUM. Przekazała, że osobiście czuje się pokrzywdzona w związku z licznymi atakami, które miały miejsce już po.
— Wszystko wynika z jakiegoś bałaganu organizacyjnego. Czuję się pokrzywdzona tą napaścią na mnie. Boję się, że spotka mnie coś złego — stwierdziła ze smutkiem Janda.
Aktorka przyznała, że wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej, a same szczepienia miały być dostępne w późniejszym terminie: — Najpierw rozmawiano z nami o promocji szczepień. Wiele osób się na to zgodziło. Mieliśmy być szczepieni po medykach, w połowie lutego — mówiła.
— I nagle przyszliśmy na próbę 29. grudnia rano do teatru i ktoś, rozumiem z tej przychodni, zadzwonił, że jest kłopot i że jest otworzona szczepionka; że jest pusto i czy możemy przyjechać i się zaszczepić. Byłam na próbie razem z Olem Łukaszewiczem, Emilką Krakowską, Grzesiem Warchołem-jesteśmy wszyscy seniorami — i zdecydowaliśmy, że jedziemy — tłumaczyła w rozmowie z Piotrem Kraśko.
Aktorka wyjaśniła, że wypełniała formularz zdrowotny, jak również kwestionariusz RODO, który następnie przekazano do Ministerstwa Zdrowia.
— Myślę, że rzeczywiście jest prawdą, że akcja szczepienia medyków była słabo reklamowana i nie było zgłoszeń. To była sprawa natychmiastowa, przerwaliśmy próbę i pojechaliśmy — mówiła na wizji Janda.
Poinformowała, że grupa uczestników zapytała personel medyczny, czy komuś jest zabierana szczepionka. Odpowiedź była przecząca.
— Powiedziano nam, że jest taka sytuacja, jest zawirowanie, jest okres świąteczny, że bardzo wielu ludzi wyjechało, że ta szczepionka przyjechała odmrożona i że po prostu trzeba to wyszczepić. Jeżeli któryś z medyków czy lekarzy uważa, że zabraliśmy mu jego szczepionkę lub jakby się to potoczyło tak, że dla kogoś zabraknie — to bardzo przepraszam. Myśmy to zrobili i to zupełnie bez świadomości, mając też pełną wiedzę, że ta kampania reklamowa jest bardzo potrzebna w Polsce —kontynuowała Krystyna Janda.
Zobacz również: Wałęsa o szczepieniach poza kolejnością: Skorzystałbym bez wahania
— Pojechaliśmy, byliśmy akurat z tej grupy aktorów, i Andrzej Seweryn, którzy zgodzili się być ambasadorami szczepień i rzeczywiście, jak przyjechaliśmy, nie było absolutnie nikogo, siedziały pielęgniarki, lekarze. Myśmy się zaszczepili dosłownie w przeciągu 15 min — te kilka osób. I też po nas nie było widać ludzi, którzy wchodzą — przekazała aktorka.
Na koniec zauważyła, że całej sytuacji towarzyszy nazbyt wiele emocji i wszystko stało się nie do zniesienia: — Fala nienawiści, która się wylała, przekroczyła granicę. Ilość ludzi, którzy mówili, że spalą mi teatr, grożą mi śmiercią, to jest nieprawdopodobne. Myśmy nie zrobili nic złego. A nawet jeśli zrobiliśmy cokolwiek, co państwo uważają za złe, to bez świadomości. Poinformowano nas, że nikomu nic nie zabieramy, że nie ma akurat nikogo do szczepienia, a to się zmarnuje — powiedziała.
źródło: wiadomosci.onet.pl