W poniedziałek wieczorem asystent Anny Marii Żukowskiej, rzeczniczki SLD, zauważył ślady po kuli w oknie siedziby SLD przy ul. Złotej w Warszawie. W oknie wisiał plakat Roberta Biedronia, który był kandydatem Lewicy na prezydenta. Całą sytuację skomentował sam zainteresowany.
— Nienawiść w naszym kraju przekracza wszelkie granice. Politycy, którzy ją wzniecają dla swoich wyborczych zysków, powinni z całej siły stuknąć się w łeb — ocenił Robert Biedroń na Twitterze.
Policji szybko udało się ustalić sprawcę. Jak poinformował nadkom. Robert Szumiata ze śródmiejskiej policji: „Zaledwie kilkudziesięciu minut od chwili zgłoszenia przestępstwa potrzebowali policjanci, aby zatrzymać osobę, która z balkonu swojego mieszkania strzelała z wiatrówki w kierunku pobliskich zabudowań”.
Zobacz również: Siedziba SLD ostrzelana z broni pneumatycznej. „Ktoś celował do plakatów Biedronia”
Podejrzanym okazał się 41-letni lekarz psychiatra ze stolicy. Podczas nieoficjalnych informacji, mężczyzna wyznał, że to on strzelał. Zaznaczył, że wcale nie chodziło o Roberta Biedronia.
— Strzelałem na oślep, byłem mocno zdenerwowany po prostu — wyjaśnił policjantom 41-latek.
Czy lekarzowi zostaną postawione zarzuty?
— Podczas przeszukania mieszkania mężczyzny policjanci znaleźli i zabezpieczyli dwa pistolety pneumatyczne, śrut i naboje CO2. To właśnie z jednego z tych pistoletów, z balkonu wynajmowanego lokalu na 16. piętrze, strzelał w kierunku budynku przy ul. Złotej — dowiadujemy się od prowadzącego sprawę.
Sprawca ma usłyszeć zarzut uszkodzenia mienia, za co grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności.
— Niewykluczone, że ten mężczyzna jest sprawcą innych podobnych zniszczeń w centrum Warszawy. Jeśli to się potwierdzi, będziemy rozszerzać zarzuty — dodał policjant ze Śródmieścia.
źródło: warszawa.wyborcza.pl