Polski Związek Łowiecki jest zainteresowany długoterminową współpracą z krajowymi organizacjami kynologicznymi. Tym samym Związek Kynologiczny w Polsce (ZKwP) niejako traci pozycję monopolisty. „Sympatycy” organizacji przystąpili tym samym do ataku na PZŁ oraz Łowczego Krajowego Pawła Lisiaka.
Jakie padają tutaj zarzuty? Pawłowi Lisiakowi imputuje się bowiem bycie namaszczonym przez Ziobrę oraz jego Solidarną Polskę. Pisze o tym Paweł Gdula na łamach portalu wildmen.pl.
– Zerwanie porozumienia z ZKwP, a tym samym z Międzynarodową Federacją Kynologiczną FCI jak widać nie oznacza, że Paweł Lisiak i Ewa Kraska stracili poparcie wszystkich kynologów. Teraz będą działać razem Polską Federacją Kynologiczną, Związkiem Hodowców Psów Rasowych oraz Polskim Porozumieniem Kynologicznym
– napisał w swoim artykule Paweł Gdula.
– Z opublikowanej informacji dowiedzieliśmy się, że kolejne wielogodzinne spotkanie pokazało jak wiele łączy wspomniane organizacje z nominatami Solidarnej Polski, którzy zostali oddelegowani do zarządzania w ich imieniu Polskim Związkiem Łowieckim.
– dodaje autor.
W rzeczywistości jednak Lisiak został wybrany do Naczelnej Rady Łowieckiej większością głosów myśliwych, a minister pozwolił mu zająć stanowisko Łowczego Krajowego zgodnie z obowiązującym prawem. Nie należał i nie należy do żadnej partii politycznej. Mało tego: obecny prezes Naczelnej Rady Łowieckiej także jest powołany przez ministra. Sprawę próbuje się upolitycznić, by móc łatwiej kontestować odejście od współpracy z ZKwP. Co więcej, otwarcie się na inne organizacje kynologiczne nie oznacza jednak całkowitego pominięcia ZKwP.
Polski Związek Łowiecki nie zamyka się na ZKwP
– Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom środowiska myśliwskiego 17 kwietnia 2023 r. Zarząd Główny Polskiego Związku Łowieckiego podjął uchwałę wprowadzającą poprawki do postanowień ogólnych regulaminów kynologicznych PZŁ. Kierował się przy tym zasadą, że myśliwi powinni mieć możliwość zweryfikowania swojego psa myśliwskiego pod względem użytkowym w łowisku, a drugorzędną kwestią jest to, do jakiej organizacji kynologicznej należą. ZG PZŁ nie chce dyskryminować psów myśliwskich ani ze względu na pochodzenie, ani przynależność organizacyjną właściciela
– brzmi komunikat PZŁ, opublikowany 17 kwietnia.
W konflikcie, którego geneza przypada na początek roku 2022, często przywołuje się Międzynarodową Federację Kynologiczną (FCI), do której należy ZKwP. Sama organizacja bardzo często odpiera liczne zarzuty pod jej adresem, zasłaniając się tarczą z logiem FCI. Trudno jest na tym polu toczyć wojnę: Sam ZKwP to przecież klasa sama w sobie z tradycją sięgającą międzywojnia. Skaz na wizerunku Związku jednak nie brakuje i to właśnie one nadszarpnęły zaufanie do władz organizacji.
– Nie zamykamy się na ZKwP, jednak z podanych przyczyn postanowiliśmy zaprosić do współpracy różne organizacje. Wszystkie psy pracujące w łowiskach mogą brać udział w imprezach PZŁ i startować w konkursach. Hodowle psów rasowych chcemy oprzeć o kluby ras PZŁ
– komentuje decyzję PZŁ Łowczy Krajowy Paweł Lisiak.
Związek Kynologiczny w Polsce musi się oczyścić
Na początku 2022 Polski Związek Łowiecki poinformował ZKwP o zmianach swoich regulaminów. To właśnie wtedy PZŁ spotkał się z wymownym milczeniem i zamknięciem się na współpracę.
– Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, przez co nie mogliśmy kontynuować współpracy. Ponadto odnotowaliśmy nieprawidłowości przy konkursach, na które zareagowaliśmy prośbą o udostępnienie certyfikatów z tych imprez. Również bez odpowiedzi
– wskazuje łowczy krajowy Paweł Lisiak.
Sam ZKwP od wielu miesięcy jest bombardowany zarzutami o niszczenie kynologii. Związek ma być przeżarty od wewnątrz mentalnością rodem z PRL. Chodzi o nepotyzm, kolesiostwo oraz niechęć do rozwoju. Były hodowca owczarków niemieckich Przemysław Szoplewski nie boi się rzucać porównań do rzeczywistości obśmianej przez reżysera Stanisława Bareję.
– Zarząd Główny Związku Kynologicznego w Polsce obsadzony został osobami, które łączy ze sobą sieć więzi i interesów – te wpływają na działania Związku wobec tych, którzy stają się dla nich rzeczywistym zagrożeniem. I w ten sposób osoby, które narażają się grupie trzymającę władzę w ZKwP, są bezterminowo zawieszane, wyrzucane ze Związku, a nawet – jak w ostatnim czasie w Łodzi – przejmowane zostają całe odziały, których zarządy są nieprzychylne względem Zarządu Głównego ZKwP
– opisuje sytuację Przemysław Szoplewski.
Były hodowca twierdzi, że zasiadający na najwyższych stanowiskach nie mają ambicji, nie władają językami obcymi i przede wszystkim nie znają własnego, ustalonego przez siebie regulaminu.
– Ich znajomość statutu ZKwP, regulaminów, które de facto sami ustalali, jest na takim poziomie jak moja wiedza o fizyce kwantowej
– stwierdza.
Organizacja miała w szeregach ludzi takich jak Dobrzański?
Szoplewski w wyczerpującej krytyce organizacji wspomina swoją „przygodę” z sędzią kynologicznym ZKwP. Ten – jak się okazało – w ocenie byłego hodowcy dosyć liberalnie traktował swoją odpowiedzialność względem własnej hodowli.
– Szukając szczeniaka pod wystawy trafiłem z polecenia do hodowcy i sędziego kynologicznego ZKwP, oraz członka zarządu Klubu Owczarka Niemieckiego (ZKwP) Krzysztofa Dobrzańskiego, mieszkającego w małej miejscowości pod Brzeskiem. Zafascynowany na tamten moment jego pełnymi sukcesów wizjami nie zwróciłem uwagi na warunki, w jakich prowadzona była hodowla. Brak kojców, wszędzie rozstawione klatki i kilka przyczepek do przewozu zwierząt, w których jak się okazało mieszkały, na co dzień psy, wychodząc tylko na tzw. siku i kupę. Szczenięta pozostawione bez matki przy ruchliwej drodze pod chmurką w odległości ok 80 metrów od domu, zabezpieczone jedynie kilkoma panelami związanymi sznurkami. Pan Dobrzański na tyle mamił mnie wizjami pasma sukcesów, że na tamten moment nie zadawałem niepotrzebnych pytań
– opowiada były hodowca.
Następnie Szoplewski porusza wątek psa, którego nabył od sędziego, oraz warunków i pokarmu, jakimi były raczone zwierzęta w Moka Mavic Poland.
– Kupiona suczka w wieku 8 tygodni w drodze powrotnej zwymiotowała resztkami starego i śmierdzącego jedzenia, co zepsuło nam całą podróż powrotną do domu. Obok domu stał stary zaparkowany maluch, którym sędzia kynologiczny przywoził resztki obiadowe ze szkoły, gdzie pracował, jako nauczyciel. Tymi resztkami karmione były zwierzęta
– opisuje Przemysław Szoplewski.
Były już hodowca kontynuuje opowieść o swojej naiwności względem sędziego ZKwP.
– Po kilku miesiącach, utwierdzany w tym, że mam ogromny potencjał, Krzysztof Dobrzański namówił mnie na drugą suczkę ze swojej hodowli. Moka MAvic Poland. Czarna suka, która w momencie odbioru miała już 5 miesięcy. Kolejna podróż do Brzeska (450 km w jedną stronę) i czarna „perła” już w moim bagażniku. Po powrocie okazało się, że pies jest kompletnie dziki. Brak socjalizacji spowodował, że suka nie podchodziła do mnie przez najbliższe 3 tygodnie. Już wtedy zapaliły mi się pierwsze lampki w głowie, jak to możliwe, że w hodowli zarejestrowanej w ZKwP, prowadzonej przez sędziego kynologicznego psy traktowane są w ten sposób. W tym samym czasie zaproponował mi abym swoją hodowlę zarejestrował w oddziale Zakopane, gdzie on w większości sprawuje władzę. Zapisałem się do oddziału Zakopane, pomimo, że do oddziału miałem ponad 450 km
– wyjawia Szoplewski.
Przeczytaj również: Polski Związek Łowiecki zaprasza do współpracy. Związek Kynologiczny w Polsce obejdzie się smakiem
źródło: wildmen.pl