Ministerstwo rolnictwa grabi sobie ostatnio nie tylko u samych rolników, producentów zbóż (w tym rzepaku), ale także wśród organizacji zajmujących się problemem bezdomności zwierząt. Kwestia, która miała zostać załatwiona w try miga, napotyka jednak na poważne trudności natury biurokratycznej. Dlaczego?
Ministerstwo rolnictwa jeszcze w marcu obiecywało zajęcie się projektem Polskiego Porozumienia Kynologicznego. Buńczuczne deklaracje ministra Kowalczyka przegrywają jednak z siłą „biznesu animalsów”, jak zwykło się określać tych, którzy na schroniskach budują niemałe majątki.
Ministerstwo rolnictwa składa obietnice bez pokrycia?
O poprawę warunków zwierząt w schroniskach od dawna zabiega Polskie Porozumienie Kynologiczne z prezesem Piotrem Kłosińskim na czele. W marcowej rozmowie z magazynem “Na Psi Temat” (którego wydawcą jest właśnie PPK) minister obiecywał, że rozważy pomysł powstania funduszu przeznaczonego na budżet na chipowanie zwierząt i ich kastrację.
– Liczę, że zmniejszymy radykalnie zjawisko bezdomności zwierząt i schroniska nie będą już tak potrzebne jak dzisiaj. Mam taką nadzieję, bo schronisko to ostateczność. To nie jest nigdy idealne miejsce. Zwierzę powinno być przy człowieku i powinno być zadbane. Nie obawiam się larum od aktywistów, chociaż liczę się z tym, że jakieś niezadowolenie może wystąpić. Myślę jednak, że nikt publicznie nie będzie protestował dlatego, że chcemy zlikwidować bezdomność psów i kotów – słodził jeszcze w marcu Kowalczyk.
Kowalczyk kurtuazyjnie wówczas podkreślał, jak bardzo cieszy się z przeprowadzonych rozmów. Które stanęły w miejscu. Czym jest tak bardzo zajęty szef resortu rolnictwa? Można jedynie się domyślać, że ciężką i intensywną pracą na rzecz Polaków. I zwierząt rzecz jasna.
– Takie spotkania są dla nas zawsze cenne. Chcemy rozwiązać problem bezdomności zwierząt w sposób skuteczny, czyli poprzez wprowadzenie obowiązku chipowania psów i obowiązku sterylizacji, a to wszystko przy okazji obowiązkowych już przecież szczepień. To też dobry czas, aby założyć ogólnopolską ewidencję psów, żeby w końcu je policzyć i żeby było wiadomo kto jest jego właścicielem – dodawał Kowalczyk.
Jak się okazuje, deklaracje i obietnice wicepremiera jak zwykle nie uzyskały zielonego światła. A Polskie Porozumienie Kynologiczne już od 2021 roku odbywa cykliczne spotkania z urzędnikami resortu oraz przedstawicielami organizacji prozwierzęcych. W posiedzeniach grupy w ramach resortu udział brała także Beata Krupianik z Fundacji Karuna, wspierająca Piotra Kłosińskiego i PPK w walce o zerwanie z finansowaniem pseudoschronisk prowadzonych nierzadko przez zwykłych dorobkiewiczów czy ekoekstremistów.
Biznes animalsów kręci się
Jak informuje portal polskaracja.pl, Piotr Kłosiński odbył ostatnio spotkanie z Janem Krzysztofem Ardanowskim, który po utracie ministerstwa rolnictwa zajął miejsce we frakcji prezydenta Dudy w charakterze pełnomocnika ds. rolnictwa i obszarów wiejskich.
– Ardanowski obietnicy dotrzymał: przekonał prezydenta i prezydentową. Natomiast resort Kowalczyka potrzebuje najwidoczniej mocniejszych argumentów – czytamy na portalu polskaracja.pl.
– Jestem wdzięczny za to spotkanie. Kiedyś staliśmy murem za ministrem Ardanowskim, kiedy ekstremiści prozwierzęcy i niemalże korporacje zbijające fortuny na udawanej pomocy zwierzętom próbowały atakować legislacyjnie nie tylko rolników, ale także hodowców psów rasowych. Dzisiaj te same środowiska blokują walkę z bezdomnością psów. Dlaczego? To proste – buduje napięcie Piotr Kłosiński.
Piotr Kłosiński przypomina, że co roku polskie gminy wydają na schroniska (gdzie nie chodzi tak naprawdę o to, by zwierzę znalazło dom) astronomiczne sumy rzędu 250-280 milionów złotych rocznie. Biznes animalsów ma więc wiele do stracenia.
– Okazuje się, że nikt nie chce tych pieniędzy. Warto więc zauważyć, że część schronisk stałaby się zbędna, część zrzutek (na dziesiątki, setki tysięcy złotych) stałoby się przynajmniej podejrzanymi, a oddawanie tego samego kundelka w różnych gminach i branie na niego pieniędzy z samorządów jako zawsze bezdomnego i wyłapanego stałoby się dzięki chipowaniu niemożliwe. Oto całe misterium braku zielonego światła. Naszym zdaniem to proste. W ministerstwie od czasów Grzegorza Pudy jest człowiek czy ludzie związani z biznesem animalsów i dopóki to jego czy ich zdanie jest najważniejsze, sprawy kastracji, sterylizacji, bezdomności nie ruszą, a wszystko na co wpadnie resort to co najwyżej dodatkowy podatek nazywany opłatą przy szczepieniach, czyli branie pieniędzy od Polaków, ale i to pewnie nie przejdzie, a nie mamy czasu na udawane ruchy – wskazuje na główną przyczynę zahamowania progresu prezes Polskiego Porozumienia Kynologicznego.
Ministerstwo rolnictwa zatem, pomimo składanych deklaracji, ma najwidoczniej w swoich szeregach hamulcowego. Może warto byłoby rozpocząć dyskusję na temat tego, jak silne wpływy posiada środowisko schroniskowe w rządzie i jego organach?
Źródło: polskaracja.pl