Rafał Mładanowicz zasłynął w ostatnim czasie jako główny pretendent do objęcia prezesury w Spółce Elewarr. Doniesienia medialne o fotografiach przedstawiających Mładanowicza w towarzystwie polityków PSL przekreśliły jednak jego szanse na kierownictwo państwowym przedsiębiorstwem. Pełnomocnik ds. współpracy z Ukrainą nadal jednak pozostaje osobowością dość wpływową w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Rafał Mładanowicz cieszy się sporymi wpływami
W związku z doniesieniami o zalewie Polski przez ukraińskie zboże, pojawiły się liczne głosy krytyki pod adresem Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Obserwatorzy uważają bowiem, że resort prowadzi bardzo nieumiejętną politykę i stawia plony zza naszej wschodniej granicy wyżej od towarów rodzimych producentów.
– Mładanowiczowi udało się zrobić karierę. W ciągu ostatnich miesięcy pełnomocnik ds. współpracy z Ukrainą awansował na bliskiego współpracownika kierownictwa resortu rolnictwa i rozwoju wsi. Wiadomo, że Mładanowicz pozostaje w dobrych kontaktach z Henrykiem Kowalczykiem oraz wiceministrem Rafałem Romanowskim. To sprawia, że niedoszły prezes Elewarru cieszy się prawdziwym posłuchem, gdyż resort prowadzi zabiegi, aby realizować pomysły pełnomocnika – czytamy na portalu etydzien.pl.
W lipcu Spółka Elewarr ogłosiła konkurs na nowego prezesa. Schedę po dr Danielu Alainie Koronie objąć miał specjalista. Wśród kandydatów największą „popularnością” cieszył się właśnie Mładanowicz. Pracownik resortu rolnictwa odpadł jednak w przedbiegach, po tym gdy na jaw wyszły jego sympatie z prominentnymi politykami Polskiego Stronnictwa Ludowego. Nie bez znaczenia były także wcześniejsze antyrządowe wpisy działacza rolniczego.
Niefortunny system składowania u rolników
– Choć Mładanowicz nie został prezesem Elewarru, mimo ujawnionych informacji nie stracił zaufania ministerialnego, nadal biega i zabiega ws. ukraińskiego zboża. 28 lipca miał uczestniczyć w webinarium poświęconympotrzebom ukraińskiego eksportu, głównie zbóż, i importu, w zakresie transportu i logistyki w odniesieniu do potencjału infrastruktury transportowej Polski, a jego prezentacja miała dotyczyć m.in. transportu, magazynów i przechowalnictwa – donosi portal etydzien.pl.
Mładanowicz spotyka się z licznymi zarzutami. Raz jeszcze przypomnijmy, że działacz był „czarnym koniem” w wyścigu o prezesurę Elewarru. To właśnie między innymi jemu przypisuje się także koncesje skupu i składowania zboża przez rolników, ogłoszone przez ministra Henryka Kowalczyka, i które miały realizować Krajowa Grupa Spożywcza i Elewarr. Na to wskazywać mogą słowa wicepremiera Kowalczyka, który na pytanie farmer.pl 21 lipca br. dotyczące odwołania tuż przed żniwami prezesa Elewarru stwierdził:
– Jeśliby tych zmian nie było to trudno byłoby ten system skupu w ogóle wprowadzić. One były konieczne. W tym przypadku wszystko funkcjonuje, uzupełnienie zarządu będzie w przyszłym tygodniu – mówił wówczas Kowalczyk.
Pierwsza propozycja zakładała, iż rolnik miał dostarczyć do magazynów Elewarru 30 procent ziarna, a pozostałe plony magazynować w swoim gospodarstwie. Potem producent miałby odczekać kilka miesięcy i wysłać Elewarrowi kolejne transze. Innymi słowy, Elewarr miałby dostać zaledwie 30 procent ziarna i być w niepewności co do 70 procent, w sytuacji gdy spółka musi kupić zboże w celach obrotu i na rotację państwowych rezerw zbóż. Drugim rozwiązaniem miał być skup zboża od rolników, którzy mają możliwości jego magazynowania. Rolnik miał otrzymać 30 procent wartości zboża po zbadaniu jakościowym i podpisaniu stosownego kontraktu, a 70 procent wartości tego zboża (+ stawka miesięczna za składowanie) przy odbiorze towaru przez Elewarr.
Według powyższych rozwiązań polscy rolnicy mieliby trzymać zboże u siebie… aby zrobić tak naprawdę miejsce dla towaru z Ukrainy. Brzmi to nieco absurdalnie. Bo co mają bowiem zrobić firmy paszowe i młynarskie, które muszą kupić zboże, jeżeli nie będzie podaży od naszych rolników? Oczywiście kupią tańsze, ukraińskie.
Jak mówi zakorzenione w polskiej mentalności powiedzonko, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o… No właśnie. Zachowanie wicepremiera Henryka Kowalczyka może dziwić. Zapracowany szef resortu powinien mieć świadomość, że nierealne pomysły Mładanowicza (jak choćby kwestia gdańskiego Europortu) oraz jego udział w poprzednich latach w antyrządowych demonstracjach i sympatie wobec PSL mogą być niezrozumiałe dla wyborców partii rządzącej. A ta przecież od lat polega na elektoracie wiejskim.
Źródło: etydzien.pl