W niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi zwyciężył dotychczasowy prezydent Aleksandr Łukaszenka. Lider naszego wschodniego sąsiada uzyskał 80,2% głosów.
Aleksandr Łukaszenka wygrał kolejne wybory prezydenckie z olbrzymią przewagą nad swoją główną rywalką Swiatłaną Cichahouską, która zdobyła niemal 9,9% głosów. O wynikach poinformowała rano Centralna Komisja Wyborcza. O urząd prezydenta Białorusi ubiegali się również inni kandydaci: Hanna Kanapackaja (1,68%) Siarhiej Czeraczań (1,13%) i Andrej Dzmitryjeu (1,04%). W głosowaniu miało wziąć udział prawie 5,8 mln uprawnionych, a frekwencja wyniosła 84,23%.
Łukaszenka oskarżył kraje zachodnie (w tym m.in. kręgi prodemokratyczne w Polsce) o inspirowanie i sterowanie protestami opozycji w Mińsku i innych miastach Białorusi:
— Zarejestrowaliśmy telefony z zagranicy. Telefony były z Polski, Wielkiej Brytanii i Czech; sterowano naszymi — proszę wybaczyć — owcami; one nie rozumieją, co robią i nimi zaczynają sterować — oznajmił Łukaszenka na spotkaniu z Siergiejem Lebiediewem, szefem misji obserwacyjnej z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw.
Lider Białorusi zapowiedział również, że nie dopuści do Majdanu w swoim kraju, a wszelkie próby wewnętrznej destabilizacji spotkają się ze zdecydowaną reakcją jego gabinetu:
— Ostrzegałem: nie będzie Majdanu, bez względu na to, czy ktoś tego chce. Dlatego musimy się uspokoić — zaapelował Łukaszenka.
W mediach społecznościowych pojawiło się również nagranie ukazujące Łukaszenkę wizytującego jeden z zakładów pracy.
— Rozbite szyby i kobiety tu pracują. Dlatego dyrektora zwolnić z obowiązków jeszcze dzisiaj — nakazał prezydent, a chwilę potem namaścił nowego dyrektora:
— Nie uda ci się – będziesz siedział. Wybacz, że ja tak mówię, ale nie będę miał wyboru. Ale ja nie chcę żebyś siedział. Ty mi tutaj jesteś potrzebny jako dyrektor — mówił prezydent Białorusi.
źródło: Twitter