Francuskie społeczeństwo z dnia na dzień pozbywa się złudzeń, że sytuacja w kraju ulegnie poprawie. Z roku na rok w państwie coraz gorzej się dzieje, a wszystko za sprawą wzrastającego poziomu przestępczości i kryzysu gospodarczego. Francuzi najmocniej obawiają się rosnącego w siłę islamu, który zdaje się zalewać Francję doprowadzając konsekwentnie do jej rozpadu.
Coraz więcej zdesperowanych obywateli próbuje szukać pomocy u wojskowych, którzy proszeni są o przeciwstawienie się muzułmańskiemu separatyzmowi. Największą odezwą, jaka do tej pory została wystosowana jest ta należąca do generała w stanie spoczynku Jean-Pierre’a Fabre Bernadac’a. Podpisało się pod nią 25 innych generałów, 100 oficerów oraz 1000 innych wojskowych. Apel ten odbił się szerokim echem w mediach i całej Francji.
Francuski generał wymienia „kilka śmiertelnych zagrożeń”, z którymi zmaga się obecnie kraj. Sytuacja nie napawa optymizmem — wręcz przeciwnie, jeżeli tak dalej pójdzie, państwo nad Sekwaną zacznie „rozpadać się” — głównie za sprawą licznych podziałów w społeczeństwie.
Wisienką na torcie okazuje się polityka antyrasistowska konsekwentnie wspierana przez administrację Macrona. Prowadzi ona do narastającej nienawiści między różnymi grupami obywateli.
Wojskowy bardzo obawia się rosnących w siłę muzułmanów, którzy przyczyniają się do “oderwania się części kraju od dogmatów zgodnych z francuską konstytucją”. Chodzi tu o wydzielenie się dzielnicy muzułmańskich, które nierzadko postrzegane są jak nowe miasta, w których obowiązuje prawo szariatu. W takich miejscach służby porządkowe nie są w stanie interweniować tak, jak robiłyby to na co dzień.
— Zdaniem waszyngtońskiego instytutu Pew wspólnota muzułmańska, która już dziś stanowi 9 proc. społeczeństwa (6 mln mieszkańców Francji) urośnie przy obecnym poziomie imigracji do 17,4 proc. (12,6 mln) do 2050 r. — donosi „Rzeczpospolita”.
Generał wspomina również o podziale, do którego doprowadził sam Emmanuel Macron — chociażby za sprawą protestu tzw. żółtych kamizelek. Autor odezwy ostrzega, że jeżeli sytuacja w porę się nie zmieni, to możliwa jest interwencja „ich kolegów w służbie czynnej”.
Apel wojskowych poparła Marine Le Pen, która jest zdania, że największy efekt dałoby połączenie sił z Frontem Narodowym. Politycy formacji rządowej ocenili jednak, że pomysł prawicowej liderki to nic innego, jak pucz wojskowy, który uderza w demokrację.
Z przeprowadzonej ankiety wynika, że 58 proc. Francuzów chętnie poparłoby apel wojskowych, natomiast 49 proc. z nich jest zdania, że wojsko powinno przejąć sprawy w swoje ręce, nawet jeżeli ta inicjatywa nie wyjdzie od władz cywilnych.
3/4 pytanych nie ma złudzeń, że Francja „rozpada się”, a 84 proc. badanych uważa, że życie w tym kraju jest bardzo niebezpieczne.
źródło: stefczyk.info