Kamil Stoch zajął w sobotę pierwsze miejsce w konkursie indywidualnym w niemieckim Titisee-Neustadt. Na trzecim miejscu znalazł się zaś Piotr Żyła. Podczas uhonorowania trzech najlepszych zawodników doszło jednak do skandalicznej sytuacji.
Kamil Stoch wyrównał sobotnim zwycięstwem rekord pucharowych zwycięstwa swojego wielkiego poprzednika Adama Małysza. Polski zawodnik tym samym odrobił dwadzieścia punktów w klasyfikacji generalnej i zajmuje na chwilę obecną trzecie miejsce, za Halvorem Egnerem Granerudem oraz Markusem Eisenbichlerem.
— Zawsze są jakieś trudności, zawsze z czymś się trzeba mierzyć — przyznał Stoch w rozmowie z dziennikarzami Eurosportu. — Dziś przede wszystkim musiałem być bardzo mocno skoncentrowany, bo te skoki nie były tak dobre jak te z Bischofshofen chociażby. Tutaj od początku zmagałem się z pozycją najazdową przed samym rozbiegiem i tymi innymi torami. Ale ten ostatni skok był naprawdę bardzo dobry. Był super, był świetny tak naprawdę. Cieszę się, że było trochę szczęścia w tym wszystkim — powiedział polski skoczek.
Na sukces sportowca spadła jednak ciemna zasłona. W trakcie uroczystości dekoracji trzech najlepszych zawodników nie odegrano Mazurka Dąbrowskiego, który od lat zwyczajowo rozbrzmiewa po wygranej mistrzów każdej dyscypliny sportu.
— Z brakiem polskiego hymnu w Titisee to grubsza sprawa. Najprawdopodobniej organizatorzy zapomnieli go… przygotować. Faktycznie, zwycięstwo Polaka w PŚ to sensacja niczym Koreańczyk na podium — ironizował w serwisie społecznościowym Twitter dziennikarz TVP Sport Filip Czyszanowski.
— Jutro zaśpiewamy hymn — zapowiedział Stoch, mówiąc o niedzielnym drugim konkursie indywidualnym w Pucharze Świata.
źródło: Do Rzeczy