Niemcy odczuły ostatnio, co to znaczy brak pomocy ze strony polskich pracowników. Doszło do tego, że graniczące z Polską landy chcą otwarcia granic dla Polaków, nawet pomimo panującej epidemii koronawirusa. Wydaje się więc, że nasza praca jest coraz bardziej doceniana, a Polak za granicą to niezwykle cenny nabytek.
Padają również opcje, by zatrudnili się uchodźcy lub rodowici Niemcy. Okazuje się jednak, że nie sprawdzają się oni tak dobrze, jak nasi rodacy.
— Bliskie relacje na brandenbursko-polskim pograniczu nie mogą się rozpaść — powiedział premier Brandenburgii Dietmar Woidke.
Polityk chciał w ten sposób aktywnie zachęcić Polaków do otwarcia granic i korzystania z możliwości zatrudnienia.
Jak donoszą media, w Niemczech brakuje szczególnie polskich pracowników sezonowych. Przykładowo — niedługo rozpocznie się sezon zbiorów szparagów, a zamknięte granice z Polską oznaczają problem.
U naszych zachodnich sąsiadów pracuje sporo polskich medyków. W obliczu narastającej epidemii w niemieckich szpitalach również przydałaby się pomoc.
Z pomysłami landów nie zgodziło się niemieckie MSW. Ministerstwo przypomniało władzom niemieckich krajów związkowych, że na terenie Republiki Federalnej przebywa aż 156 tys. bezrobotnych uchodźców. Rząd zaproponował lokalnym władzom, by zatrudniały właśnie ich do pomocy przy zbiorach.
Niemieckie władze zaczęły rozpaczliwie apelować do Niemców o pomoc przy zbiorach. Apele jednak na niewiele się zdają. Minister rolnictwa Julia Kloeckner przypomniała, że rząd podwyższył wysokość dodatkowego dopuszczalnego zarobku, by Niemcy byli w stanie zarobić więcej niż obcokrajowcy.
Rodowici mieszkańcy Niemiec nie palą się jednak do pracy, a ci, którzy już spróbowali, radzą sobie dużo gorzej niż Polacy.
— Tore Drapalla jest z zawodu fryzjerem, ale teraz jego salony w okolicach Stuttgartu są zamknięte. Powodem jest epidemia koronawirusa. Brak dochodów zmusił Drapallę do szukania alternatyw. Zgłosił się do pracy przy zbiorach szparagów — ulubionego warzywa Niemców. Za 10 euro na godzinę pracuje w gospodarstwie rodzinnym Bauerle w Fellbach pod Stuttgartem. Lubi pracować na świeżym powietrzu, ale — jak przyznaje — nie miał pojęcia, że będzie to taka harówka — napisano w jednej z gazet.
źródło: nczas.com
A co porabiaja uchodzcy ..tyle ich jest ach żyja na koszt podatnika ..
Ana-cenna uwaga! Gdzie sa uchodzcy , ktorych Merkelowa masowo witala?